Przejdź do głównej zawartości

Ewangelia dla potłuczonych

Trafiłam dziś na konferencję, której wysłuchałam dwa lata temu. Ostatnia konferencja z rekolekcji prowadzonych przez o. Adama Szustaka OP pt "Ewangelia dla potłuczonych".

Tutaj link do strony (trzeba kliknąć Ewangelia dla potłuczonych, a potem 07. środa. Konferencja).

Tak, byłam wtedy mocno potłuczona. Zdruzgotana i zmasakrowana. Nie chciało mi się żyć. Nie miałam siły na nic. Apatia. Słuchając tego płakałam non stop. Wyłam. Zalałam się łzami i zasmarkałam.

Miałam wtedy 30 lat. Czyli 12 + 18 z tej biblijnej wyliczanki. Od zawsze żyłam w głębokim przekonaniu że coś jest ze mną nie tak. W głębokim wstydzie i poczuciu winy. W poczuciu że właściwie to nie powinnam żyć. Cierpiąca na niedotyk, bo nikt mnie nie dotykał, nie przytulał, nie okazywał miłości. Łaknąca uwagi i zainteresowania. Pochylona. Dodatkowo mocno pognębiona własnym grzechem i upadkiem.

Rozpaczliwie wyglądałam ratunku, i wtedy cicho i delikatnie przyszedł do mnie Jezus.
Thalita kum!

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

O tym, jak pozwalam Bogu przypieszyć

Minęły dawno czasy, gdy usilnie modliłam się o coś, czego pragnęłam lub potrzebowałam. Co to znaczy? Przestałam mówić Bogu: zrób żeby było tak i tak. Bardzo bardzo proszę, zrób to i tamto, a ja będę się w tej intencji modlić, pościć, odmówię nowennę, czy co tam jeszcze innego. To było bez sensu. Czy modliłam się o złe rzeczy? Nie, zazwyczaj o bardzo dobre. O zdrowie dla siebie, lub kogoś innego, o zgodę w rodzinie, o rozwiązanie różnych problemów. A Bóg czasem odpowiadał. Czasem musiałam na to bardzo długo czekać. Dużo jednak częściej nie odzywał się wcale na ten temat.