Minęły dawno czasy, gdy usilnie modliłam się o coś, czego pragnęłam lub potrzebowałam. Co to znaczy? Przestałam mówić Bogu: zrób żeby było tak i tak. Bardzo bardzo proszę, zrób to i tamto, a ja będę się w tej intencji modlić, pościć, odmówię nowennę, czy co tam jeszcze innego. To było bez sensu. Czy modliłam się o złe rzeczy? Nie, zazwyczaj o bardzo dobre. O zdrowie dla siebie, lub kogoś innego, o zgodę w rodzinie, o rozwiązanie różnych problemów. A Bóg czasem odpowiadał. Czasem musiałam na to bardzo długo czekać. Dużo jednak częściej nie odzywał się wcale na ten temat.